Posłem był przez jedną pełną kadencję (1993-97) z ramienia Konfederacji Polski Niepodległej, a swoją misję w parlamencie pojmował dosłownie: jako okazję do pomocy ludziom i uśmierzania krzywd, przez innych im wyrządzonych. Przywiązany do patriotyzmu i idei obrony polskiego majątku, dawał temu wyraz w swoich licznych publikacjach. Polityk i politolog, Wojciech Błasiak nigdy nie pogodził się ze złem, panoszącym się w świecie. Uparcie bronił zwykłego człowieka.
Urodzonemu w Zagłębiu szczególnie leżał na sercu los polskiego górnictwa, wygaszanie tej branży uznawał za rażący błąd i powód niezliczonych ludzkich krzywd. Zamiast sloganów przytaczał zawsze statystyki, uzasadniające zdanie odrębne. Przekonywać lubił i potrafił, obojętne, czy działo się to na związkowym mityngu czy posiedzeniu komisji sejmowej, w trakcie akademickiego seminarium czy ulicznego wiecu.
Sarmacka twarz everymana nie utrudniała mu z pewnością kontaktu z wyborcami czy uczestnikami ulicznych demonstracji, których wtedy odbywało się mnóstwo i były do nich rzeczywiste powody. Ale też z nastoletnimi podopiecznymi, gdy pracował jako nauczyciel. Wojciech Błasiak, trochę wbrew własnej aparycji i bezpośredniemu sposobowi bycia – pozostawał intelektualistą: absolwentem Akademii Ekonomicznej w Katowicach, wykładowcą akademickim, politologiem i socjologiem, specjalistą zwłaszcza od przekształceń własnościowych i ich skutków dla tkanki społecznej. Artykuły pisał niełatwe w odbiorze, erudycyjne, z odwołaniem się do licznych źródeł. Słownictwo miał wyszukane, jego ulubionym przymiotnikiem pozostawało słowo „kompradorski” – wzięte z analiz sytuacji w Chinach sprzed rewolucji i odnoszące się do miejscowych pośredników, co kosztem swoich wysługiwali się neokolonialnym monopolom.
Dr Błasiak nie tylko krytykował plan Leszka Balcerowicza i jego społeczne następstwa, ale udowadniał, że w istocie był to projekt Jeffrey’a Sachsa, harwardzkiego ekonomisty zaproszonego do Polski jeszcze przed Okrągłym Stołem, a przyszły wicepremier został tylko jego wykonawcą. W publikacjach m.in. na łamach zawsze otwartego na jego artykuły PNP 24.PL oraz „Opinii” nawiązującej do tradycji Leszka Moczulskiego i Andrzeja Czumy, z lubością przytaczał relację prof. Sachsa ze spotkania z Lechem Wałęsą, kiedy to w odpowiedzi na zarys przedstawionego mu planu schładzania gospodarki pokojowy noblista coś tam tylko potakująco odburknął, po czym zachęcał gościa do sprowadzenia do Polski banków zagranicznych, „bo mamy u nas wiele budynków bankowych”. Świadectwo harwardczyka pochodzi z wydanej też po polsku jego na wpół autobiograficznej książki „Koniec z nędzą”. A Błasiak pozostawał mistrzem wynajdowania podobnych cymeliów, autentyków tłumaczących pospolite czasem uwarunkowania niezwykłych decyzji o historycznej wadze. Był tym, co nie zamierza przystać na fakt, że historia toczy się w złym kierunku, jeśli tylko dostrzega, że tak się dzieje.
Sama liczba komisji sejmowych, w których uczestniczył budzi respekt: w jedynej jego poselskiej kadencji było ich siedem, w tym cztery nadzwyczajne, a nie tylko tylko w nich zasiadał, ale rzeczywiście pracował. Zawsze niezmiernie solidny. Nie trzeba dodawać, że znającego doskonale śląsko-zagłębiowskie realia posła Błasiaka najbardziej absorbowała komisja przekształceń własnościowych.
Paradoksalnym nieco ale ewidentnym dowodem uznania dla pracowitości i politycznego talentu Błasiaka spoza własnego obozu politycznego i zanim jeszcze posłem został – stała się oferta powołania go na wojewodę katowickiego, jaka padła ze strony ministrów rządu Jana Olszewskiego i stanowiła część pakietu beneficjów, mających skłonić klub Konfederacji Polski Niepodległej do głosowania za odrzuceniem votum nieufności pamiętnej nocy z 4 na 5 czerwca 1992 r. KPN uznała jednak złożoną jej propozycję za przejaw korupcji politycznej i z niej nie skorzystała.
Dalece istotniejsze dla oceny roli, jaką odegrał Wojciech Błasiak wydaje się przeświadczenie, że starał się być takim posłem, jakiego chcą zwyczajni ludzie. Skłonnym do ujmowania się za pokrzywdzonymi, czy o jednostki czy o całe zakłady pracy i branże chodziło. Podobnie pojmowaną zasadą uczciwości i odpowiedzialności kierował się w swoich akademickich działaniach. Publicystykę rozumiał jako dociekanie prawdy i propagowanie jej, nie wierząc, by zawsze pozostawała względna lub do odnalezienia niemożliwa. Pisał mądre książki, nie tylko o polskim węglu i jego perspektywach ale i „miękkim państwie”, za jakie uznawał III RP. I artykuły o przestrzeni miejskiej czy śląskiej tożsamości.
Zajmował się sprawami ważnymi i palącymi. Biegły w socjologicznej terminologii i procedurach badawczych, nigdy nie tracił z oczu problemów zwykłego człowieka. To w jego imieniu i obronie zawsze konsekwentnie zabierał głos w każdej ze swoich społecznych ról. Wiemy, że nie tylko nam będzie go brakowało.

